Nic to że upał, Jarmark Jakubowy zaliczony!
Wprawdzie temperatura w ten weekend zdecydowanie wykracza poza moje możliwości - czyli topnieję równie skutecznie jak lody i można by coś na mnie ugotować - ale zebrałam się w sobie i podreptałam na coroczny jarmark, ku uciesze własnej.
Wprawdzie daleko nam do takiego Jarmarku św. Dominika w Gdańsku, ale co poradzić, jeśli wakacje spędza się w pracy, bez możliwości wykorzystania urlopu? Ano chwyta się człowiek wszystkiego i cieszy tym, co ma pod ręką. Nie należy być za bardzo wybrednym, skoro nie ma zbyt wielkich możliwości wyboru :)
Wracając do rzeczy: nie mogło na jarmarku zabraknąć serów, pieczywa, wędlin i piwa własnej produkcji, na bazie starych regionalnych przepisów. Nie powiem, tak dobrego chleba na zakwasie to już wieki nie jadłam. Poza tym 80% ziaren do 20% mąki robi swoje. A ja kocham pieczywo wieloziarniste.
Co poza tym? Lalki, laleczki, lalunie, koty i kociska, owce, żabki i prosiaczki. A wszystko z koronek, falbanek i innych kwiecistych materiałów, czyli handmade pełną parą. Nic nowego, a jednak cieszą oko :) Tildy opanowały Stare Miasto. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zabrała do domu, w związku z czym mój telefon dostał nowe kocie ubranko.
No i biżuteria wszelaka: kolczyki, wisiorki, naszyjniki, bransoletki, a wszytko robione każdą możliwą metodą. No i znów nie mogłam się oprzeć pokusie nabycia czegoś ładnego. Bardzo miła pani zrobiła mi bransoletkę w stylu steampunk. Nie jakąś wymyślną, zupełnie prostą, taką na co dzień. Już ją kocham.
A tu mała ściągawka :)
moja bransoletka :) |
chlebek żytni na zakwasie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz